|
|
Wersja 2,0 |
Piątek,
po paru godzinach jazdy dotarłem do ośrodka |
Na
lewo same znane twarze |
na
prawo tez sami znajomi |
Już
zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem nie najeździłem się jak głupi
wkoło Warszawy i nie trafiłem przypadkiem do 2oo, tyle ze nieco
przemeblowanych. Te same twarze te same tematy..... To mają być
Pierniki?? |
czy
tu czy tam - piwo jest takie samo |
i
wygląda na to że nie tylko ja mam takie zdanie |
Sailor
jednak wiedział że nas zaskoczy |
Ognisko....
zwykłe ognisko |
Zdecydowanie
zmienił się nastrój |
i
zacieśniły kontakty :)) |
Piwo
zaczęło smakować |
A
potem było już normalnie - jak na Piernikach |
rano
przed żurkiem świat wyglądał mniej więcej tak |
Trzeba
było przewietrzyć motury.... |
i
zwyczajowo po winkielkach skoczyć na Słowację |
Ciekawe
dlaczego po Słowackiej stronie nie ma żwiru na asfalcie |
pokręciliśmy
się tu i tam |
a
po powrocie nie mieliśmy gdzie zaparkować :) |
A
Ognisko... mmm |
papieros
i piwko... |
kombatanckie
wspomnienia... |
wymiana
danych :) |
Ćwiczenie
zgryzu.... |
Tylko
zmęczenie przyszło jakby za szybko ;-) |
Kolejny
ranek przyszedł jak zwykle nieco za wcześnie. W planach mieliśmy krótką
traskę do Przemyśla - w końcu ile można latać po winkielkach.
Z drogi Lesko - Krościenko po jakichś 5 km skręciliśmy w lewo w asfaltową
drogę, która według mapy miała nas zaprowadzić do Przemyśla. Generalnie,
w tej okolicy należy być przyzwyczajonym..... |
.....że
asfalt kończy się szybko..... |
...po
drodze spotyka się takie budowle... |
...
a podążając za wzrokiem posągu... |
,,,samemu
można się zapatrzeć na dłużej.. |
Pojęcie
drogi jest tutaj dosyć umowne |
A
podróż wymaga pewnej determinacji |
Tym
bardziej zdumiewa fakt napotkania zabytku |
Kościół
obronny z przełomu XVI i XVII wieku |
Gdzie
na ścianach zachowały się polichromie |
Cierpliwie
malowane przez zakonników |
przy
blasku świec przez całe lata |
Przecież
przez takie okienka to wiele światła do środka się nie przedostaje... |
Komórka
nie ma tu zasięgu, chociaż właśnie pojawił się asfalt |
Lecimy
dalej...Czas na przemyski system obronny |
Jak
widać na tej mapie wcale nie tak łatwo go znaleźć |
Sam Przemyśl jest w dolnym prawym narożniku tej
mapy. Szańce i forty dwóch pierścieni obronnych Twierdzy Przemyśl
zaznaczone są na czerwono. Prawdę mówiąc, gdyby nie strażacy, pewnie byśmy
nie znaleźli żadnego z tych fortów. Na szczęście zapytani o drogę gdzieś
w śródmieściu Przemyśla specjalnie dla nas pilotowali nas przez parę
kilometrów do miejsca z którego już nie mogliśmy zabłądzić. |
Po
kolejnej szutrowo-gruntowej drodze dotarliśmy na miejsce |
Parkujemy
przed koszarami |
i
idziemy do środka |
od
1918r trochę tu się zmieniło... |
ale
wejścia do wnętrza cały czas funkcjonują |
Te
w lepszym stanie nawet pozwalają.... |
...tunelami
dotrzeć do kaponiery... |
wszystkie
eksponaty zgromadzone są w prywatnym muzeum w ocalałych budynkach |
pamiętacie
takie teksty na murach? Tu są |
Zwiedzamy ekspozycję a potem korzystając z
BARDZO przyjaźnie nastawionej do motocyklistów obsługi muzeum, nigdzie na
mapie nie zaznaczonym skrótem, przez nie istniejący na mapie most, za to cały
czas asfaltem, omijając Przemyśl wracamy na wieczorną imprezę do
Zwierzynia |
i
znowu nie ma gdzie zaparkować ;-) |
za
to jest z kim pogadać :) |
no
i właśnie zaczęły się konkurencje o karton piwa |
Dziewczyny!
- machanie "zwisem" wcale nie jest takie proste ;-) |
a
ja i tak spróbuję! |
walka
była zacięta! |
Nie
bardzo wiem co to za konkurencja... |
może
to jakieś nowe ochraniacze na moto? |
Wersja
dwuosobowa najbardziej mi się podobała ;-) |
W
czymś takim nie da się zgubić plecaczka |
a
jakie przy okazji doznania estetyczne ;-) |
czas
na chwile prawdy..... |
Tradycyjny
test furmana |
tyle
że w wersji na moto |
Skupienie
na twarzy zawodnika mówi samo za siebie |
Wygrywający
dostanie karton piwa... |
Nie podam kto wygrał bo to się nie liczyło, bo
startował na skuterze, a nie na motocyklu i za karę wypiliśmy mu całe
wygrane piwo.... |
a
spragnieni motocykliści dostali drugą szansę |
pokazania
jak są szybcy i dokładni |
jaki
mają zasięg ramion... |
i
jak motocykl potrafi współpracować |
Chociaż
nic z tego nie ma bo nie pije piwa... |
Slalom
narąbanego motocyklisty to kolejna zabawa |
Dlaczego
narąbanego? Bo wolno i bez podpórki |
pomiędzy
puszkami z piwem to tylko narąbany spokojnie przejedzie :)) |
Przecież
każdy inny nie zostawi na drodze samotnej puszki z piwem! |
Nie
minie jej obojętnie |
pewnie
dlatego na egzaminie zamiast puszek są pachołki :( |
Żeby
nie było że kłamię - tu widać że nagroda była realna |
i
byli tacy co jej skosztowali |
ale
to dopiero nieco później - przy ognisku |
zażerając
się kiełbaskami |
no
właśnie - zażerając.... |
Motocyklista
wie jak należy złapać manetkę :))) |
Nie
napiszę jaki podpis mi tu przyszedł do głowy
- jeszcze ktoś uwierzy że to prawda ... |
Zobacz
mam tu coś fajnego ;) |
ach !
Byłbym zapomniał!
była jeszcze demonstracja pozycji... |
tak
się jeździ na turystyku |
tak
czoperem we dwójkę |
a
tak na sporcie... |
a
co wy tam wiecie o sportach.... |
nieważne..
a ja mam piwko! |
chyba
trochę odpocznę.... |
słuchajcie
- gasimy światło... |
No i zgasło światło i było za ciemno żebym mógł
robić zdjęcia więc odłożyłem aparat
Rano było jak zwykle więc się nie będę
rozpisywał
Tak czy siak w planach miałem wyjazd do Lwowa.
|
Na granicy w Krościenku spotkaliśmy kilkanaście motocykli BMW - w sumie
na przejściu było coś koło 30 maszyn. Chyba po to żeby się nas szybciej
pozbyć, jeden z dwóch pasów do odprawy był doraźnie przeznaczony tylko
dla motocykli, a i tak zajęło to mniej więcej godzinę. Pamiętacie jaka była
awantura na tym samym przejściu ze 2 lata temu że tu się nie odprawia
motocykli? |
500
metrów od granicy już po ukraińskiej stronie |
Pierwsze
przykazanie - tankowanie |
Kolejka
do dystrybutora spora, cierpliwość się przydaje |
jeden
z 3 sprzętów jaki tam widziałem |
Może
dlatego we Lwowie byliśmy rodzajem sensacji |
a
ludzie na każdym postoju przychodzili robić sobie zdjęcia z motocyklem |
Lwowska
ulica z daleka wygląda jak normalna ulica |
można
sobie nawet gdzieś usiąść i popatrzeć |
Jest
tylko jeden szczegół - wszędzie kostka brukowa |
Póki co zdjęć brak więc musze opisać
to własnymi słowami: |
|
Lwowska kostka
brukowa:
Jest wszedzie. Solidna, granitowa, położona przez mistrzów w swoim
zawodzie. Jest tylko jedno ale. Ostatni remont nawierzchni był zrobiony gdzieś
tak w 1939 roku. Kostka jest tak sklawiszowana, że ciężko jest znaleźć
obok siebie dwa kamienie których lico jest na tym samym poziomie. Dla ułatwienia
dodam, że przez to pojęcie rozumiem różnice nie większa niż 2 cm. Do tej
niewątpliwej atrakcji należy dołożyć tory tramwajowe które potrafią
wystawać na 20 cm (od najwyższej kostki) albo być zapadnięte na 20 cm (od
najniższej). Dla motocykla to istny horror.
|
|
Lwowianie:
Generalnie zwykli, normalni ludzie. Da się z nimi dogadać po polsku
(rozumieją) a i ich można zrozumieć jak mówią po ukraińsku. W razie
czego dostępne są plany miasta, nawet po polsku więc z bukwami nie ma
problemu, ale... no właśnie. Nazwy ulic na tych planach są spolszczone.
Zupełna paranoja. Spróbuj zapytać się o ulice Kościuszki na przykład.
Bez minimum informacji na temat tego jaki jest system nazewnictwa ulic ani
rusz.
|
|
Zabytki i inne
turystyczne atrakcje:
Zabytki i owszem są. Najwięcej ich w mini przewodniku po mieście przetłumaczonym
dosyć dowolnie na język polski. Nawet mapka w nim jest. Ale jakoś nie
wiadomo dlaczego mimo ze w opisie miejsc jest Cmentarz Łyczakowski to
odpowiedniego odnośnika na mapce brak. Interesujące nieprawdaż? |
Cmentarz Łyczakowski i jego fragment Cmentarz Orląt
Lwowskich opisałem osobno, więc nie będę tym się teraz zajmował. |
Tak w ogóle to odniosłem wrażenie, że
Lwowianie nie mają pojęcia co to Cmentarz Łyczakowski i nie wiedzą jak tam
dojechać. Jakaś plaga. Zupełnie jakbym zapytał warszawskiego taksówkarza
o drogę. Tak powie że nie ma szans trafić albo pokieruje na drugi koniec
miasta. Nasz sposób na to to pytanie nie o Cmentarz ale o niedaleką jego
ulicę. Dziwne ale ją znał każdy zapytany. Jej nazwa to Podwalnaja (jakoś
tak) na tej ulicy wystarczyło znaleźć skrzyżowanie z Piekarską i tą prościuteńko
do głównej bramy Cmentarza
|
|
Powrót
Powrót nieco zmienioną trasą do Krościenka był Prawie całkiem
spokojny. Praktycznie już żadną atrakcją nie były KOSZMARNE dziury na
drodze, piach i inne niespodziewane przeszkody
Przestaliśmy też się przejmować oblewaniem nas wodą - w końcu dla
nich to był właśnie lany poniedziałek - Inna sprawa że dzięki jakiemuś
pijanemu kretynowi z wiaderkiem składający się właśnie w zakręt Nemo złapałby
cudnego szlifa. Pewnie palant dostałby bęcki na otrzeźwienie ale nas było
tylko 7-miu a ich cała wioska więc w pięknym kwiecistym rosyjskim stylu
Nemo wygłosił słowny opierdol i pojechaliśmy dalej |
|
Granica (wyjazd)
Spokojnie i bez kolejki - pasem dla motocyklistów :)
|
Dwa interesujące teksty z rozmowy z
obsadą granicy: |
-Czy przewozi pan alkohol?
-Tak
- Ile
- Trzy
- Trzy co? butelki? litry?
- Trzy sakwy
- Proszę pokazać
- Proszę bardzo.
-Aha, rzeczywiście. Dziękuję |
-Bak pełny?
-Tak
-Papierosy pan kupił?
-Tak
-A alkohol?
-Też
- No to jedź chłopie! |
Na koniec trochę
ukraińskiej statystyki:
Drogi - nasze to przy ich drogach są
autostradami najwyższej jakości. Trzeba spodziewać się wszystkiego. Łącznie
z tym, że oficjalna obwodnica miasta jest w większej części podziurawioną
rowami przeciwczołgowymi szutrówką
Paliwo - DWA razy tańsze i BARDZO przyzwoite
(moje spalanie już w Polsce przy powrocie przy prędkościach 120-160 na
ukraińskim 5,51, na polskim 6,76)
Żarcie - nie mam pojęcia. zjadłem tylko
jakiegoś hot-doga i jakąś padlinę w knajpie
|
|
|
Foto-paczka
komiks
- Pierniki6
(rar, 97 fotek 800x600, 7,2MB)
|
|
|
|